sobota, 10 listopada 2012

środa, 7 listopada 2012

I used to be my own protection part 1

No nareszcie... sory, ale klawiatura mi nawala i nie mogę dać kresek nad z. sory.

    I used to be my own protection part 1

  Obudził się i rozejrzał po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Pusty pokój z prostym łóżkiem i stolikiem. Ściany były wściekle białe, a podłoga wyłożona czarnymi płytkami. Po przyzwyczajeniu oczu do światła, na podłodze dostrzegł biały proszek, jakiś płyn i strzykawkę. Teraz wspomnienia powróciły. Był sam. I dosłownie i w przenośni. Gdy przypomniał sobie wczorajszy dzień, jedyne co mógł zrobić, to usiąść na ziemi i po prostu przestać być. Jakby nagle wcale go nie było. Podejrzewał, że nawet nikt by nie zauważył jego zaginięcia. Jeśli tak... to co miał do stracenia?

 ~~~
   - Mike.. Nie będziesz chyba wiekami tu siedzieć. Już jest ciemno, chodz.
   - Nie.
   - Proszę cię, jest cholernie zimno! Jak ty możesz wytrzymać? Chodz, Mike, jesteś tu już ponad trzy godziny...
   - Nie. - padła odpowiedz. Chester westchął z rezygnacji. Jedynym wyjściem było zostawienie go przed grobem i powrót samemu. Tak też postanowił zrobić. Powoli zaczął odchodzić od przyjaciela, co chwilę zerkając w tył, aby zobaczyć, czy Mike już idzie. Ale on dalej siedział nieruchmo przed nagrobkiem, tępo przejeżdżając wzrokiem po literach epitafium.
"Tu spoczywa Robert Gregory Bourdon. Urodził się po to, aby dawać przykład jak być człowiekiem.. I zawsze będzie. R.I.P"
 Chociaż czytał to ponad tysiąc razy, wciąż te kilka marnych słów zmuszało go do płaczu. Teraz też. Nie powstrzymywał się. Nawet nie chciał. W liście pożegnalnym Rob napisał, że i tak nikt nie będzie go żałował, więc tym chciał jeszcze bardziej udowodnić mu, że się mylił. Łzy zaczęły coraz bardziej sączyć się z jego oczu, po chwili przemieniły się w strumienie. Założył kaptur, nie chciał żeby Chester widział go kiedy płacze, wiedział, że zawsze będzie się z niego wyśmiewał.
   - Rob... Dlaczego mi to zrobiłeś?... Przyrzekałeś, że zawsze będziesz ze mną. Zawsze... - szeptał w zasadzie sam do siebie, wiedział, że to nie ma sensu, ale jeszcze nie pogodził się z jego śmiercią. Zdał sobie sprawę, że było mu niewyobrażalnie zimno, więc położył tylko różę na nagrobku i pobiegł za Chesterem.
~~~
   Mike siedział przed kominkiem i starał się nie zamarznąć. Lampy w całym domu były zgaszone, a jedynym zródłem światła był płomień. Wyjrzał przez okno. Padał śnieg. Nienawidził śniegu. Kojarzył mu się tylko z jego nałogiem. To właśnie przez Roba dotarł do tego środowiska. Nie miał mu tego za złe, nie widział w nim żadnej wady. Dla Mike'a był ideałem. Ale już go nie ma. Tak naprawdę to nie był złym człowiekiem. Poprostu był samotny i uzależniony. Jedynym kogo miał był Mike. To właśnie on pomagał mu, gdy zaczynał histeryzować, to on odprowadzał go do samochodu kiedy był naćpany i niezdolny do normalnego chodzenia. A Rob... Traktował go jak zabawkę. Rozkazywał mu, ciągle narzekał, wyzywał, czasami nawet bił. Wtedy Mike próbował się jakoś bronić, ale był dużo słabszy i niższy, więc nie miał szans. Ale był w niego wpatrzony jak w obrazek. Podziwiał go, jakby był małym dzieckiem. Nienawidził się za to, ale nigdy nie przestawał. Chester próbował mu uświadomić, że to jest chore, ale on nie słuchał go. I tak pewnego dnia Rob postanowił pokazać Mike'owi jak palić trawkę. Zgodził się w obawie o to co by mogło się stać, gdyby go nie posłuchał. Z jednej strony uwielbiał go, a z drugiej bał się. To się nie kończyło, a on wciąż mu ufał.
~~~
  -Mike, zrobić ci herbatę? - Chester krzyknął z kuchni kumpla i nie czekając na odpowiedz, nalał wodę do czajnika. Po chwili wszedł do salonu z dwoma kubkami i, podając jeden Mike'owi, usiadł obok niego na dywanie.
   - Dziękuję... - powiedział to tak cicho, że Chester prawie tego nie usłyszał. Zmartwił się jeszcze bardziej, bo to oznaczało, że znów myślał o Robie. Westchnął.
   - Mike, czemu znowu to robisz? Przecież on traktował cię jak niewolnika! Wiem, że za nim tęsknisz, ale proszę, zrozum, on już nie wróci. - odpowiedział, łagodząc ton przy ostatnim zdaniu. Mike nie zareagował, udawał, że nie słyszy. Wstał, nie patrząc nawet na przyjaciela i poszadł do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę, bo nie chciał mieć nic wspólnego z człowiekiem, który wyraża się o Robie w taki sposób.
~~~


Wiem, wiem, krótkie i do dupy, ale jest. Po prostu nienawidzę początków opowiadań. Nic z tego nie wynika i wogóle, ale w następnym rozdziale będzie zwrot akcji :)
PS. Nie bijcie, że akcja tak szybko się kończy, ale to będzie dosłownie pare rozdziałów. ok, nara, bo tata się wkurza, że ponad 5 godzin przy kompie siedze ;P

                                                                                                                             ~ Misty T.

niedziela, 4 listopada 2012

ELOŁ...
 Ja nie mogę, cud się stał, bo blogger przestał odstawiać teatrzyki i w końcu udało mi się założyć bloga. Jestem mu za to niezmiernie wdzięczna, bo mam już dość LPfiction i postanowiłam, że zacznę coś pisać w "języku ojczystym".
 Pierwszy rozdział mojego opowiadania mam już gotowy i chciałam pacnąć gotowca, ale niestety jakaś nadprzyrodzona siła (albo wrodzona upierdliwość mojego kompa) usunęła mi go i muszę wszystko zaczynać od nowa... :(
 Pierwszego chapa wrzucę prawdopodobnie za dwa dni albo jeszcze dzisiaj. Dodawać następne będę co jakiś tydzień, ale za to dziękujcie szkole, nie mnie.
 Nooo... więc....
 Gówny wątek mojego bloga to oczywiście ff o Linkin Park.
 ... Ktoś nie lubi - dowidzenia.
 Wiem, że u wszystkich informacje były takie "zacna i epickie", że mi się aż głupio robi jak wychodzę z tym, ale mam nadzieję, że nie zalejecie mnie wodą ze spłuczki...
 pzdr, Misty